Google podsłuchuje w sypialni – pozwolisz mu?

Czas czytania: 5 min.

Nowy Google Nest Hub monitoruje rytm snu przy łóżku, dzięki czemu użytkownicy mogą zrezygnować z monitorów bransoletkowych, które jeszcze do niedawna były absolutną nowością. Jest też masa innych funkcji. Google robi świetne produkty, ale jak łatwo się domyślić, kontrowersje dotyczą czegoś innego niż wykonanie.

Nowa domowa usługa i urządzenie od Google sprawdza, czy użytkownicy ufają firmie na tyle, aby pozwolić jej na podsłuchiwanie i monitorowanie podczas snu. Spokojnie – pisząc monitorowanie mamy na myśli pewien dozór, a nie nagrywanie za pomocą kamer. Chociaż są już i takie możliwości. Technologia wykrywania snu to bowiem kluczowa funkcja w najnowszej wersji Google Nest Hub – niedawno zaprezentowanego urządzenia zaprojektowanego przez giganta na rynku smart home. Właściwie mało jest już “rynków”, na których Google gigantem nie jest, albo wkrótce nie zamierza nim być… Podobnie jak poprzednia generacja, nowy hub to małe, multimedialne centrum inteligentnego domu z funkcją standardowej obsługi pytań i zadań realizowanych z pomocą asystenta głosowego Google.  

Google Nest Hub odróżnia jednak od podobnych urządzeń takich jak Amazon Echo pewna funkcja. Jeśli na to zezwolimy, to urządzenie będzie monitorować nasze wzorce snu negując przy okazji potrzebę noszenia urządzenia fitness lub innego, potencjalnie niewygodnego gadżetu w łóżku. Funkcja ta ma być darmowa przez co najmniej rok. Uwaga – Nest Hub używa do tego wszystkiego radaru Soli Radar Sensor. 

Cztery lata temu zapowiadano go tak: 

Google Nest Hub
Google Nest Hub
Google Nest Hub. Źródło zdjęć: https://android.com.pl/

Sleep Tracking - co to jest i jak działa?

Wróćmy do… spania. To track, czyli z angielskiego śledzić. Tracking snu pokaże nam: 

  • Czas trwania snu. Śledząc czas, w którym jesteśmy nieaktywni, urządzenia mogą rejestrować, kiedy dokładnie zasypiamy i kiedy dokładnie się budzimy – z naciskiem na słowo dokładnie
  • Jakość snu. Lokalizatory wykrywają przerwany sen informując, kiedy się wiercimy albo budzimy.
  • Fazy snu. Niektóre systemy śledzenia śledzą fazy snu i ustawiają alarm tak, aby włączył się w okresie, kiedy śpimy mniej głęboko. W teorii ułatwia to budzenie się i czyni nas bardziej wyspanymi. Szczegóły zostawiamy fachowcom. 
  • Czynniki środowiskowe. Niektóre urządzenia rejestrują czynniki takie jak ilość światła lub temperatura w naszej sypialni.
  • Czynniki stylu życia. Niektóre trackery proszą o wprowadzenie informacji o czynnościach, które mogą mieć wpływ na sen, takich jak ilość wypitej kofeiny, pora posiłku lub ogólny poziom stresu.

Fitness tracker ma za zadanie ukazać przybliżony obraz tego, jak śpimy w nocy. Na przykład na pokładzie smartwatcha FitBit Versa 3 znajdziemy cały pakiet: są akcelerometr, barometr, czujnik tętna, oświetlenia, temperatury, nasycenia tlenem krwi (saturacja, pulsoksymetria i te sprawy) i znany ze smartfonów żyroskop. Należy jednak pamiętać, że wszystko to ma charakter tylko przybliżonego przewodnika. 

Funkcja trackera snu działa przede wszystkim poprzez śledzenie ruchu podczas snu. Jeśli należymy do wiercipięt i kręcimy się w łóżku jak na pokładzie rozbujanego statku, to tracker może nie zarejestrować tego jako fazę snu głębokiego. Z drugiej strony, jeśli nie śpimy całą noc, ale leżymy nieruchomo, będzie mu się wydawać, że spaliśmy dobrze. Obsesyjne monitorowanie trackera może prowadzić do wniosku, że mamy problem z prawidłowym zasypianiem, a tak naprawdę jesteśmy co najwyżej trochę marudni. Technologia jest udoskonalana, ale jeszcze coś, z czym nic nie można zrobić – ludzie decydują, że będą słuchać trackera, co powoduje hiperczujność wokół tematu snu i wszystkiego, co z nim związane, i tak też pojawia się nowa, dla wielu trudna do dostrzeżenia przyczyna bezsenności. Tak bardzo chcemy zasnąć, że aż nie możemy – znacie to, prawda?

Oddajmy trochę racji – idea jest szczytna. Naprawdę brzmi nieźle. Skoro całość powstała z myślą o poprawie naszego zdrowia i jest związana z tak ważnym obszarem jak sen, to warto rozwijać taki pomysł. To jedna z potrzeb fizjologicznych, którą coraz częściej traktujemy byle jak. W pewnym momencie jednak trafiamy na czyste chwyty marketingowe, albo zaczynamy tak podejrzewać. A podejrzenia wystarczą. Bańka mydlana pryska, rozczarowani rezygnujemy ze sleep trackingu i wybieramy gorące mleko. Cóż, przynajmniej zwiększyliśmy naszą świadomość zdrowotnych kwestii, a to już coś. 

Google zadba o nasz zdrowy sen

Nest Hub ma generować tygodniowe raporty snu z łatwymi do zrozumienia podziałami na długość i jakość. W wygodnie podanych statystykach będzie można zobaczyć, jak często przebudzaliśmy się w nocy, są też mogące sugerować problemy ze zdrowiem chrapanie i częstotliwość kaszlu. Wszystko to z poradami opracowanymi w porozumieniu z American Academy of Sleep Medicine. Google twierdzi, że udoskonaliło technologię badając 15 000 śpiących osób przez łącznie w ciągu łącznie 110 000 nocy. Nie do końca rozumiemy, czy chodzi o to, że trzeba podzielić 110 tysięcy przez 15 tysięcy (wychodzi 7.3333 osoby), czy na 365 (dni) – wtedy wychodzi, że badania trwały 301 lat. W obu przypadkach brzmi poważnie.

Według Ashtona Udalla z Google Nest funkcja monitorowania snu ma pozostać darmowa przez resztę tego roku, ale Google może ostatecznie sprzedać ją jako usługę subskrypcji. Firma może również ostatecznie podrasować funkcję do pracy z Google FitBit – to linia urządzeń fitness, które Google przejęło w styczniu. Zakup za ponad 2 miliardy dolarów wzbudził obawy, że gadżety posłużą odtąd do inwigilacji, skoro posiadają mikrofon. Można znaleźć je w Google Store. 

Śpimy coraz gorzej

Człowiek to jedyne zwierzę świadomie okładające sen na później.

Kłopoty ze snem stają się chorobą cywilizacyjną. Czasopismo Focus podało w kwietniu, że na zaburzenia snu cierpi już połowa Polaków, a problemy ze snem na świecie ma podobny, uśredniony odsetek 40-50% ludzi. Raczej jest ich więcej. Rodzaj pomocy oferowany przez Google brzmi atrakcyjne dla tych, dla których zasypanie i wysypianie się to udręka. Ale funkcja może też budzić obawy o prywatność – zwłaszcza biorąc pod uwagę zarzuty wobec Google o nadzór w sieci w celu zbierania danych osobowych takich jak zainteresowania, zwyczaje i miejsca pobytu, aby pomóc w sprzedaży reklam cyfrowych, które generują dużą część przychodów firmy. 

Jeśli produkt jest darmowy, to Ty jesteś produktem

Sen to lwia część doby, a śpiący klient nie kupuje. Czas zagospodarować ten obszar?

Równie chętnie podkreśla się zamiar Google, rzekomo zamiar oczywisty, według którego firma “chce rozszerzyć ofertę na kolejne obszary życia ludzi w nieustannym dążeniu do zarabiania pieniędzy”, jak twierdzi Jeff Chester z Center for Digital Democracy (CDD), amerykańskiej organizacji pozarządowej skupionej wokół praw konsumenta i prawa prywatności grupy. Chester poszedł ze swoim barwnym określeniem o krok dalej: “Celem Google’a jest spieniężenie każdej komórki twojego ciała”. Brzmi to oskarżycielsko i przekoloryzowanie, ale trochę prawdy w tym jest – algorytmy nieustannie dopasowują wyświetlane nam treści na podstawie upodobań i danych demograficznych, i jest to w pełni przyjęta już forma reklamowania, którą każdy może opłacić. Możemy również zaznaczyć, że nie życzymy sobie zbierania takich danych w sekcji Pomoc na naszym koncie Google. Zresztą jest tam mnóstwo ustawień, do których nie zaglądamy, a szkoda. 

Sprzedawcy marzeń

Zapytany w 2017 roku o największą konkurencję popularnej platformy streamingowej Netflix dyrektor generalny Reed Hastings oświadczył, że jej największym konkurentem jest… sen. “Dostajesz program lub film i wręcz przebierasz nogami, aby go obejrzeć, a kończy się to oglądaniem do późna w nocy, więc w rzeczywistości konkurujemy ze snem” – powiedział Hastings. “I wygląda na to, że wygrywamy.” 

Netflix i Google Nest Hub akurat kosztuje, ale korzystanie z wyszukiwarki Google czy serwisów społecznościowych takich jak Instagram już nie. Otrzymujemy natychmiastową gratyfikację w postaci kolejnych, wyświetlanych nam treści, i choć jednocześnie social media można wiele zarzucić, na przykład promowanie wyidealizowanego stylu życia, to łączą nas one ze światem. Również ze światem dopasowanej do nas reklamy. Nie byłoby to możliwe bez zapisywania naszego śladu cyfrowego, którym podążamy. Ocenę pozostawiamy Wam. 

Pamiętajcie tylko, że nie można odespać zaległości ani pospać na zapas! Nic nie zastąpi snu, proszę nie słuchać kofeinowych narkomanów. Na szczęście redakcja bloga Botland nie śpi prawie w ogóle i zawsze dostarcza Wam cenne informacje, ale nas spanie akurat nie dotyczy, bo nie.  

Jak oceniasz ten wpis blogowy?

Kliknij gwiazdkę, aby go ocenić!

Średnia ocena: 5 / 5. Liczba głosów: 1

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten wpis.

Podziel się:

Picture of Oskar Pacelt

Oskar Pacelt

Fan dobrej literatury i muzyki. Wierzy, że udany tekst jest jak list wysłany w przyszłość. W życiu najbardziej interesuje go prawda, pozostałych zainteresowań zliczyć nie sposób. Kocha pływać.

Zobacz więcej:

Rafał Bartoszak

Intel, czyli lider, który nie nadąża

Intel, gigant technologiczny, zmaga się z poważnymi wyzwaniami. Autor przygląda się obecnej sytuacji firmy, analizując zarówno bieżące problemy, jak i historyczne sukcesy, zastanawiając się, czy to kryzys czy szansa na nowy początek dla Intela.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ze względów bezpieczeństwa wymagane jest korzystanie z usługi Google reCAPTCHA, która podlega Polityce prywatności i Warunkom użytkowania.